Rozdział Trzeci.

         Zębami chwyciłem moją dolną wargę, a opuszkami palców przejechałem po moich włosach. Próbowałem przyswoić myśl, że mężczyzna, którego rok temu postrzeliłem i zamknąłem za kratkami jest na teraz wolności. Odsuwałem od siebie czarne scenariusze, gdzie Jake próbuje mnie skrzywdzić. Przecież pewnie nie jest na tyle psychiczny, żeby przez 365 dni planować zemstę na policjancie, prawda? Okej, dobra wiem, że to bardzo możliwe, ale teraz jest z pewnością zajęty ucieczką przed ściągającą go policją.
         - Bardzo chętnie bym go złapał drugi raz, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Rok temu bawiłem się z nim w kotka i myszkę, teraz nie mam na to ochoty. - wzruszyłem ramionami, jednocześnie ignorując fakt, że Scooter spojrzał na mnie ze szeroko wyszczerzonymi oczami. Jeśli myślał, że będę srał w gacie, bo jakiś debil uciekł z więzienia, to się grubo mylił. Wybierając ten zawód musiałem się liczyć z tym, że moje życie nie będzie bezpieczne i posłane różami.
        - Nie rozumiesz, że w jego celi znaleziono różne notatki dotyczące zemsty? - zapytał Braun, a ja przewróciłem oczami. Zamiast mnie cholera wspierać, to jeszcze próbuje mnie przybić. Mam genialnego szefa, nie ma co.
         - Nie masz 100% pewności, że one dotyczą mnie. - powiedziałem jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie i prychnąłem. Powoli zaczynała mnie męczyć ta rozmowa, ponieważ nie widziałem żadnego zagrożenia w Jake'u. Oczywiście Scooter twierdził inaczej i teraz pewnie wywróci cały świat do góry nogami, żeby udowodnić swoje racje.
         - Ale pomyśl na kim innym chciałby się zemścić? - zaplótł ręce na klatce piersiowej, a ja w tym samym momencie usłyszałem dźwięk przychodzącego esemesa. Przewróciłem oczami, po czym wysunąłem telefon z kieszeni i przesunąłem palcem po wyświetlaczu.


Nadawca: Anastasia 
Wracaj do domu, rodzice zaraz będą x 

         Wypuściłem powoli powietrze z ust i w duchu zakląłem. Kolacja z jej rodzicami, to ostatnia rzecz na jaką miałem teraz ochotę, uwierzcie mi. 
         - Nie mam bladego pojęcia, ale myślę, że raczej nie na mnie. - powiedziałem, a następnie wsunąłem telefon do kieszeni od moich jeansów. - Muszę spadać, bo rodzice Any przyjeżdżają na kolację. Więc to jest teraz moim największym zmartwieniem. - skrzywiłem się, po czym poklepałem Scooter'a po ramieniu i nie czekając aż coś powie, to wyszedłem z pomieszczenia, a następnie z komendy. Między wargi wsadziłem papierosa, a następnie podpaliłem jego końcówkę i zaciągnąłem się tytoniem przymykając powieki. Dym wypuściłem nosem, po czym skierowałem się w stronę mojego auta. 

*

        Było już po godzinie ósmej co oznaczało, że kolacja z moimi kochanymi, przyszłymi teściami już się zaczęła. Już psychicznie się nastawiałem na to, że gdy tylko wyjdą, to Anastasia urządzi mi awanturę. Dlaczego? No cóż jak ja mogłem się spóźnić na kolację, tylko praca i praca, blablabla.
 Zdjąłem buty, po czym wszedłem do jadalni, gdzie zauważyłem jedzących posiłek dwójkę starszych ludzi, Jaxona i moją narzeczoną. Nad synem się pochyliłem i ucałowałem jego czoło, a mojej kobiecie zaś dałem buziaka w policzek.
         - Dobry wieczór. - przywitałem się z Grace i David'em wymuszając uśmiech. Naprawdę nie miałem kompletnej ochoty siedzieć z nimi przy jednym stole i wysłuchiwać jaki to ja jestem zły. Ojcu Anastasi podałem rękę i zająłem miejsce przy moim synu. Na talerz nałożyłem sobie trochę zapiekanki, po czym do szklani nalałem sobie soku.
         - Co się stało, że znowu się spóźniłeś? - Grace dała nacisk na słowo znowu, na co przewróciłem oczami. Odłożyłem widelec, a następnie spojrzałem na kobietę i uśmiechnąłem się ironicznie. Nie miałem dzisiaj nerwów do tego babska.
         - Zgaduję, że szef chciał ze mną porozmawiać o czymś ważnym, ale sam nie wiem, może po prostu specjalnie się spóźniłem? - zironizowałem. Poczułem kopnięcie w piszczel, na co zacisnąłem szczękę i spod byka spojrzałem na Anastasie. Ona również posłała mi podobne spojrzenie, więc prychnąłem.
         - No tak, wszystko najważniejsze, ale nie rodzina. - skomentował David, na co zacisnąłem szczękę i odwróciłem głowę w zupełnie przeciwną stronę. 1,2,3,4.. spokojnie, pomyślałem.
         - Gdyby rodzice nie nauczyli mnie szacunku do starszych ludzi, to by państwo już dawno wylądowali za tymi drzwiami. - palcem wskazałem na frontowe drzwi uśmiechając się do nich sztucznie. Uwierzcie mi, lub nie, ale teraz powiedziałem do niej bardzo miło. Nie raz już do niej przekląłem, co skończyło się wielką awanturą z Anastasią. Chyba wtedy całe osiedle nas słyszało.
         - Widzisz Ana jakiego narzeczonego sobie wybrałaś? Szacunku do starszych ludzi nie ma. - pokręciła z niedowierzaniem głową Grace, na co zacisnąłem szczękę. Naprawdę musiałem się powstrzymywać, żeby czegoś jej nie odpyskować, a myślę, że i tak dzisiaj za dużo powiedziałem.
         - Jaxon chodź pomogę Ci się umyć i położę spać. - powiedziałem, po czym odsunąłem krzesło. Doskonale wiedziałem, że jeśli posiedzę tam jeszcze parę minut, to skończy się to trzecią wojną światową. Ukraina, Rosja i ten zasrany Krym będą mogli się chować z swoim konfliktem.


*

         - Możesz mi wyjaśnić o co do cholery ci chodzi? - usłyszałem warknięcie, kiedy tylko przekroczyłem próg sypialni. Jaxon chciał, żebym przeczytał mu bajkę na dobranoc, więc szybko się to nie skończyło. Jednak wolałem siedzieć z moim kochanym synem, niż z tymi starymi zrzędami. 
         - Super jak zwykle moja wina. - prychnąłem i pokręciłem głową z rozbawieniem. Podszedłem do okna, a następnie je uchyliłem i rozpaliłem papierosa. Pieprzony nałóg. - Szkoda, że nie widzisz jak twoi rodzice się zachowują, tylko zawsze moje odzywki zauważasz.
         - Mogłeś przyjść punktualnie. - zauważyła. Nawet jeśli stałem do niej tyłem, to byłem pewny, że zaplotła ręce na piersiach. Z ciekawości się odwróciłem i faktycznie wstała w wspomnianej pozycji, na co miałem ochotę się zaśmiać. 
         - Scooter miał do mnie ważną sprawę, nie mogłem się wcześniej wyrwać, przepraszam. - mruknąłem. Przeprosiłem już dla świętego spokoju, ponieważ naprawdę kochałem Anastasie i nie chciałem, żeby nasz związek był oparty tylko na kłótniach. Zgasiłem niedopałek papierosa, a następnie podszedłem do mojej narzeczonej i ręce zaplotłem wokół jej tali.
         - Masz szczęście, że cię kocham. - zaśmiała się, a ja zaś szeroko się uśmiechnąłem i połączyłem nasze usta w czułym pocałunku. Gdyby nie fakt, że szalałem na punkcie tej dziewczyny, to bym już dawno ją zostawił za te jej humorki i obrażanie się za byle gówno.

~ * ~

W końcu rozdział! Wiem, że rozdział nudny.. Ale gdy role Jake'a i Chanel się rozwiną, to obiecuję, że akcja się rozkręci:) Mam nadzieję, że teraz już z terminami będę w miarę zdążała, bo póki co mam wenę. 

JEŚLI CZYTASZ, TO NAPISZ W KOMENTARZU NAWET TĄ CHOLERNY UŚMIESZEK, ŻEBY DAĆ MI JAKIŚ ZNAK. 

Szablon by Selly